Taniec - czy męski?
Żona mi kazała napisać tekst o tym, jak tańczą prawdziwi mężczyźni. To się szybciutko zabieram, bo jak żona kazała to wiadomo, że trzeba od razu. Ale mam przy tym wieści niepokojące. Bo czuję pewien rozdźwięk między poczuciem samego siebie, a wyobrażeniem prawdziwego mężczyzny, które być może w społeczeństwie funkcjonuje. Chciałem się tak na wstępie przyznać. Nie wiem w sumie, co to znaczy być prawdziwym mężczyzną i chyba mam kłopot ze zdefiniowaniem, co to niby miałoby znaczyć, że jakiś facet prawdziwym mężczyzną jest, lub że właśnie nie jest. Wiem dobrze jakim mężczyzną jestem ja, nie mam przy tym kryzysu męskości, ale czy jestem mężczyzną prawdziwym? W sensie że co? Daleko mi jakoś do klasyfikowania samców przez owłosioną klatę, czy posiadanie, lub nie, cudeńka bawarskiej motoryzacji. Albo, że niby jak prawdziwy facet, to że beka, czy klnie… hmmm chyba nie tędy droga, choć kląć lubię bardzo, taka natura człowieka. Wychodzę z założenia, być może wbrew wszystkim filozofiom gender i im podobnym, że jak sobie ściągasz majty i widzisz podobne co ja widzę, jak sobie ściągam, zaznaczam bardzo wyraźnie, kto komu czyje majty ściąga, żeby nie ściągnąć, tym razem na siebie, ale już lawiny negatywnych komentarzy, to pewnie jesteś facet. I tutaj powinienem chyba nazwać, że prawdziwego faceta, według mojej opinii, współtworzy kilka rzeczy, o czym opowiem w najbliższym akapicie.
Kiedyś w mojej szkole tańca mieliśmy takie zajęcia z… walki nożem. Przychodził taki miły z oglądu pan z bródką, z obycia uprzejmy, w aparycji niewysoki i lekko przygarbiony. Ręce spracowane widać od różnych życiowych perypetii. Na swoich lekcjach, oprócz katorżniczej rozgrzewki uczył bardzo dokładnie położenia trzustki czy tętnicy udowej. Wszyscy naśladowaliśmy pokazywane przez niego sekwencje patroszenia człowieka wpatrując się jak w obrazek w demonstracyjne cięcia. Technika wbić i odkręceń noża w wątrobie, podcięć gardła, oraz odkręcanie ręki, tak, by nie wykrwawić się podczas pierwszej potyczki. Ciekawiej było jeszcze podczas zajęć operowania brzytwą, ale o tym może poopowiadam innym razem. Widać różne tańce są. Jeśli do tej pory myśleliście, że tańczę wyłącznie bachatę i salsę, to można teraz szybciutko zweryfikować swoje poczucie mojej definicji tańca.
Postać nożownika przytaczam dlatego, iż ten właśnie człowiek, definiował mężczyznę przez pryzmat tego, co prawdziwy facet powinien mieć. Wygląda więc, że „mieć” ważniejsze jest u mężczyzny niż „być”. Serce, rozum i jaja. Tyle w definicji męskości. Proste. Trafne. Ujmujące. Szczere. Trzy składowe do zapamiętania i żadna nie godząca się na pominięcie. Jeśli którejś nie posiadasz, odpadasz z klasyfikacji pana z bródką, a z panem z bródką nie radzę zaczynać, nawet jak jesteś aktywnym wojskowym, bo w wojsku aktualnie pan z bródką szkoli. Serce, rozum i, na dobry początek przypowieści, jaja.
Czy ja wiem czy taniec jest męski czy nie? Mam na to zagadnienie jedyny właściwy stosunek. Co za różnica. No nie jest to dla mnie zupełnie interesujący aspekt. Pojęcie tańca niemęskiego powstało chyba w umysłach kobiet, w konfrontacji z brakiem mężczyzn na kursie tańca, na które owe panie ochoczo przyszły. Już sobie wyobrażam ich miny. Albo jak się konfrontowały z milczeniem, kiedy próbowały swojego domowego samca do kursu tańca przekonać. Ale ileż można tańczyć ze swoją babą, tli się cichutka, satysfakcjonująca myśl w głowie przekonywanego do kursu samca. A na ustach cisza. I spojrzenie bezpiecznie utkwione w jednym miejscu zatytułowanym: przystań pomagająca przetrwać atak chceń zewnętrznych.
Ciekawi mnie natomiast bardziej, że jeśli nazywasz się mężczyzną, to jak ten twój taniec wygląda. Taniec samca. Ujmujące jak audycja firmowana głosem Krystyny Czubówny. Bo przez taniec bardzo widać. Niestety dla samców widać i stety dla patrzących. Czy umie stanąć w miejscu, jak stoi w miejscu. Całym ciężarem cielska z tymi zawieszanymi mięśniami. Stać i sapać ciepłym oddechem tak, że dziewuchom miękną kolanka. Albo, czy może ma w sobie jakieś tam inne ciekawe, ujmujące cechy ten mężczyzna, w których zauważa, że takich kolanek mięknie więcej. A może zupełnie nie ciekawi go czy jakiekolwiek kolanka miękną w obcowaniu z nim, to i w sumie jeszcze bardziej widocznie taki mężczyzna staje się interesujący. I takie perspektywy także w sumie szanuję. Ale myślę sobie, że tańczenie to taki moment wystawienia się na patrzanie na siebie ciekawskich oczu. I to jeszcze na patrzanie na siebie w pozycji, która wydawałaby się, umówmy się, nie uważamy za jedną z najmocniejszych. Na parkiecie stoi mężczyzna zawsze goły. Nie dosłownie oczywiście, choć podejrzewam, że dla niejednego nagość jest znacznie łatwiej znośna niż wykonywanie jakichś wygibasów kończyną. I oczka, co tam patrzą na takiego mężczyznę wtedy, to widzą doskonale to, co tam przykuło akuratnie ich uwagę. A jakoś tak wolę, że jak oczka patrzą na mnie, to widzą mnie najpierw, a nie czy mi się udało uzbierać na jakiś samochód, albo czy mam zegarek, albo jaki ten zegarek jest duży i świecący. Bo zasłonić się kluczykami do autka można łatwo, bez wysiłkowo, skutecznie. Można też się pozasłaniać mięśniami. W ogóle faceci, jak obserwuję, to często mają tak, że dużo skrywają. Się za czymś zwłaszcza. Szukają rzeczy, za którymi się mogą ukryć, a już na pewno nie wystawiać na widok publiczny tego, co tam byłoby do podpatrzenia. Sam tak czasem mam. I może ciekawe, że mamy w sobie jakąś rzecz do ukrycia. A w tańcu ukrywać się nie da. A już na pewno trudniej niż za kluczykiem z białoniebieską szachownicą. Nie wchodzi się na parkiet bezkarnie. Tutaj nawet bezruch znaczy. Bo jeśli bezruch, to jaki? Co wyrażający? W jakim celu bezruch, co powodujący.
Serce, rozum, jaja… W tańcach o prowadzeniu kobiet, wszystkie równie ważne. Bo tańca się nie czyta wprost. Umówmy się. Promil wszystkich ludzi na planecie, który potrafi nazwać to, co tam właściwie zatańczyłeś, można swobodnie zmieścić… yyy no na niewielkiej powierzchni. Szukałem jakiegoś śmiesznego porównania, ale widocznie zabawny nie jestem, to mi trudno przychodzi jakieś porównanie wymyślić. W każdym razie taniec się odczuwa. A chodzą po planecie takie stworzenia, co bardziej odczuwają. Nie wiem na pewno, co to znaczy odczuwać mężczyznę, a już na pewno nie wiem co to znaczy odczuwać mężczyznę tak, jak odczuwają kobiety, ale.. Widzę bardzo wyraźnie, że jest w dziewczynach jakieś niewyobrażalne wprost parcie na facetów tańczących. To znaczy, że jak w porównaniu jest facet, który tańczy i taki co nie tańczy, to lepiej dla dziewczyny jak tańczy. Tak jest i kropka. Dziewczyny tak mają. Z tym, że trzeba wiedzieć, że bezruch też jest tańcem. Czasem faceci tak super stoją. W miejscu. No w tym jest siła. A jak się taki ruszy, to cały świat się ruszył.
Więc taniec to taka przestrzeń, w której dziewczyna może sobie faceta po odczuwać. A co sobie tam już odczuwa. Widocznie to co ją ciekawi, to sobie pewnie i obserwuje ukradkiem i w takim nastawieniu jego do niej. A co ją może w nim ciekawić. Może to jego serce, rozum i nie wiem co tam za różne interesujące kobiety przymioty mężczyźni posiadają.
A w facetach są takie dwa pierwiastki naczelnie dominujące i przenikające się przez się. Jeden jest o zabijaniu, a drugi jest o kochaniu. Eros i Tanathos, czy na odwrót. I raczej nie jest tak, że się te pierwiastki nie mieszają z sobą. Nigdy nie wiesz na jaki trafisz, ale zawsze jak nie jeden, to drugi i pewnie jakoś tam w proporcji odpowiedniej wywierają impet na to, co ten facet robi .
Doświadczać miłości i siły mężczyzny z bliska. Tym dla kobiet jest taniec z mężczyzną, to i trudno się dziwić, że tak za tym przepadają. Potrafię sobie wyobrazić, że perspektywa może być ogromnie nęcąca. I to jeszcze doznawać sobie tego w okolicznościach, w których dziewczyna wie, że jej taki facet nie zniszczy, ani swoją siłą, ani sposobem kochania. To już się można w takiej perspektywie zatracić. A na pewno zatracać godzinami, godząc się na bezsenność i niedojadanie jak to tancerki mają w zwyczaju. Tak sobie próbuję wyobrazić, co dziewczyny mają do tańczących facetów i czemu im tak za nimi przepadają spojrzenia. Bo przepadają bezsprzecznie.
To jak już napisałem, jak sobie wyobrażam, że dlaczego dziewczyny lubią tańczących facetów, to może jeszcze w dwóch słowach napiszę, co pcha mężczyznę do tańca oprócz dziewczyn . Nic. Dziękuję za uwagę. Dobranoc.
Nie no żarcik może trochę śmieszny, ale rzeczywiście tak jest, ze faceci, w większości, tańczą dla bliskości kobiet. Dużo czasu mi zajęło, żeby powiedzieć sobie, co w tańcu lubię, jak już się wymaże z niego kobiety. Czyli właściwie czym taniec jest dla mnie.
Nie znalazłem innej formy ruchowej, która by się tak długo rozwijała i niosła z sobą tak wiele aspektów złożoności. Po prostu nie ma na świecie drugiej takiej. Teraz dla mnie już wszystko co robię, to jest taniec. Jadę autem, taniec, idę- taniec, stoję w kolejce- taniec, prowadzę firmę- taniec. Oczywiście są tańce też takie, które się tańczy jak się nie chce człowiekowi ruszać. Ja tam osobiście lubię ruch i jak się dzieje dużo. Lubię też trochę ryzykować. Lubię nowości i zaskoczenia. Lubię zwroty akcji. No to taki mam taniec i takich rzeczy w tańcu szukam. Takich od tańca oczekuję i takie w tańcu znajduję. Tak już raczej jest, że taniec masz taki jak charakter. Więc jak się jakiś facet boi, że w tańcu będzie niemęski, to jego taniec nie będzie niemęski, ale będzie wyrazem pewnie tego odczuwanego strachu. A czy strach jest niemęski… Mnie w domu uczono, że strach trzeba sobie oswajać i się z nim konfrontować. Konfrontuję się zatem z wizją tańca niemęskiego w oglądzie społecznym.
Ten tekst, żadnego mężczyzny do tańca nie przekona. Idę o zakład, że w większości odbiorców tej pisaniny będą kobiety i ten akapit zapewne też one przeczytają w większości. Trudno. Widocznie tak musi być, że się mężczyźni w większości zajmują innymi rzeczami. Przyjdą na tańce znęceni jakąś wydatną nogą, lub odsłoniętym biustem, albo strachem. Na ten przykład przed pierwszym tańcem, czy studniówką, albo weselem. To może powinniśmy przekierować narrację zapraszania na tańce facetów adresując się do kobiet i im poddawać pomysły jak zrobić, żeby facetów na tańcach było więcej…
Już tak się utarło, że uczymy tańczyć facetów, z dziewczynami. Takie mamy hasło przewodnie. Mamy w tym ogromne doświadczenie i fantastyczne rezultaty. Nauczyliśmy ogromną rzeszę kolesi co robić, a czego nie robić na parkiecie. Gigantyczne ilości obserwowanych przemian charakterów. Robimy dobrą robotę, wynika z tego, co mówią o nas dziewczyny. Chyba stąd przekonanie w mieście, że jak impreza z tańcem w Krakowie, to w LOFToDANCE. A Ty jakie masz doświadczenia?